Słomki, karton i Twoje dziecko – czyli zabawy za 3,50 zł 🍓
Na wstępie przyznam bez bicia: tak, jestem z tych matek, co to nie boją się wyjść z dzieckiem, nawet jak wieje, pada i żaby lecą z nieba. No ale umówmy się – są takie dni, kiedy nie wychodzi się w ogóle.
Albo wręcz przeciwnie – wychodzi się cztery razy, bo w domu grozi eksplozja. Tak czy inaczej, dobrze mieć plan B. Bo jak wiadomo, zabawki nudzą się szybciej, niż czekolada znika z kuchennego blatu.
„Moje dziecko nie umie się bawić” – serio?
To zdanie słyszałam już od tylu rodziców, że powinnam założyć zbiorowe kółko wsparcia. Ale zanim je otworzę, zadam jedno pytanie: a pokazałaś/pokazałeś mu, jak się bawić? Czy też oczekujesz, że z pudełka Lego wyjdzie mu terapeutka zajęciowa i zrobi warsztaty?
Dziecko potrzebuje przykładu. I nie, nie musisz mieć zabawek, które mówią w czterech językach i grają hymn Zanzibaru. Kartonowe pudełko i kuchenne łyżki to level expert. Kto nie walił w garnek, jakby był perkusją, niech pierwszy rzuci słoikiem po przecierze.
Słomki – inwestycja życia 🎯
Słomki kosztują mniej niż gumka do włosów, a zapewniają zabawę na poziomie: „cisza w domu przez 20 minut”. Można je wbijać, wyciągać, sortować, zginać, rozrzucać i… pozbierać bez dramy. No ideał.
Zrobisz z nich DIY zabawkę w pięć minut – wbij słomki w wieczko po mleku modyfikowanym i patrz, jak Twoje dziecko wkłada i wyciąga, jakby to była gra o życie. Czy to Pinterest? Czy to geniusz? Nie wiadomo. Ale działa.
Kolory, pojemniki i edukacja w wersji basic 🌈
Nie trzeba sorterów #montessori za miliony. Naprawdę. Wystarczy pudełko po sushi i trochę wyobraźni. My użyliśmy pojemników z Ikei, bo po prostu były w domu. Przekładanie słomek z jednego do drugiego – niby nic, a dziecko wciągnięte na maksa. Kolory? Proszę bardzo. Nauka nazw? Czemu nie? Ruchy dłoni? Pięknie rozwijane.
Maksio, słomki i blog w nowej wersji 🐣
Ponieważ nasz młody tester wszedł już w fazę: „wszystko mnie interesuje, ale tylko przez 6 minut”, planuję nową serię wpisów o zabawach, które nie doprowadzają rodzica do stanu bliskiego szaleństwa.
Jeśli macie swoje hity – książki, zabawy, pomoce do nauki anatomii (takiej w wersji "tu masz ucho, a tu nogę" – nie Grey’s Anatomy, spokojnie), dawajcie znać! Będę wdzięczna jak za drzemkę dziecka o poranku.
A jak nie macie, to chociaż napiszcie „też piję zimną kawę”, żebym się poczuła mniej samotna w tym szaleństwie.
#DajęSłowo – że słomki to złoto.
Komentarze
Prześlij komentarz