Kiedy ty masz na to wszystko czas?
To pytanie zadajecie mi najczęściej i zazwyczaj odpowiadam, że nie wiem. Po prostu robię to, co mam do zrobienia. Ale pomyślałam sobie, że może warto tej kwestii poświęcić cały wpis aby zaspokoić ciekawość niektórych i być może wzmocnić zmysł taktyczny innych.
Wyręczanie
Kiedyś ktoś mi zasugerował, że jak się ma rodzinę, która cię
z wszystkiego wyręczy, to ma się czas na wszystko. Powiedziała mi to osoba,
która z takiego wyręczania korzysta przynajmniej kilka razy w tygodniu. A ja?
No cóż, muszę to zdementować.
Jestem pełnoetatową mamą w pełnym
tego słowa znaczeniu, nie podrzucam nikomu dziecka, nie mam niani (żeby było jasne, nie oceniam źle tych, którzy mają), nikt też za
mnie nie gotuje i nie wyręcza mnie w obowiązkach domowych. Nie chciałabym też
aby tak było, bo czułabym, że to zamach na moją niezależność. Mam nadzieję, że
teraz schowają się wszyscy, którzy zarzucają mi, że się tylko opierniczam i
ciągle mam wakacje. Ale niestety taki stereotyp panuje o matkach, które
postanowiły w stu procentach poświęcić uwagę dzieciom i o osobach, które
pracują lecz nie w tym standardowym sensie. Niestety, trzeba się pogodzić z
tym, że tak jest. Mieć to głęboko i robić swoje. Podczas gdy inni tracą czas na
narzekanie, ja pracuję i nie użalam się nad sobą.
Tak, dobrze myślicie, wynika z tego, że wszystko robimy z
Mężem sami i to jest fakt. Nasi rodzice mieszkają dosyć daleko i z tej pomocy
korzystamy baaaaaaaaaardzo sporadycznie, choć oczywiście nigdy nie odmawiamy
słoików, przetworów i innych pyszności ;) Umówmy się, nasi rodzice są kochani,
ale my nie jesteśmy tego typu osobami, które przerzucą dziecko do dziadków na parę dni, a
sami pójdą na kilkudniową imprezę. W ogóle nam to nie jest do życia potrzebne. Jeśli mamy
to już z głowy, to przejdźmy dalej…
Wiem, czego nie chcę i wiem, co chcę
Robię to, co robię i piszę tego bloga też po to, żeby dać
się poznać pracodawcom zainteresowanym współpracą tekściarską i copywriterską.
Ale przede wszystkim piszę go dlatego, że kocham pisać i jest to takie miejsce,
w którym mogę być zupełnie swobodna i sama wyznaczam sobie ramy. Moja praca
jest moją pasją. Dzięki temu, że piszę regularnie i dużo, jestem też coraz
lepsza w copywritingu.
Funkcjonuję mocno schematycznie. Mój Tata kiedyś powiedział
mi, że „najlepsza improwizacja, to dobrze przygotowana improwizacja”. Trochę
tak jest właśnie z tym blogiem. Mam kalendarz, w którym każdego dnia poświęcam
się pracy. Każdego, bez wyjątku. Oczywiście nie jest to ośmiogodzinne tkwienie
przed komputerem, ale mam dni wyznaczone na: pisanie wpisów, planowanie nowych
tematów, czytanie książek do recenzji, planowanie recenzji, pracę nad
zleceniami, kontakt mailowy z firmami współpracującymi, z pracodawcami.
Każda
czynność ma swój dzień i wszystko jest poukładane w logicznym porządku.
Oczywiście ta chronologia jest dynamiczna w zależności od zleceń i deadline’ów
ale jest pewien szkielet mojego działania i on jest niezmienny. Nie ukrywam
także w CV tego, że jestem mamą i zdarzyło się również tak, że blog i
regularność blogowa przekonały mojego pracodawcę by dać mi szansę (mówię o
pracy zdalnej – pracuję tylko w ten sposób).
Nie robię niepotrzebnych rzeczy
Nie mamy telewizji, choć mamy telewizor. To dosyć istotne
rozróżnienie, ponieważ nie ma w naszym domu takiej sytuacji, żeby ktoś siedział
przed telewizorem i bezmyślnie skakał po kanałach. Nie mam też prywatnego
Facebooka, ani osób, które stale coś ode mnie chcą, nie dając z siebie nic w
zamian.
To ostatnie być może brzmi brutalnie, ale też wręcz przeciwnie. Osoby,
z którymi utrzymuję regularny kontakt mogą się czuć naprawdę wyróżnione, bo raczej
dbam o to by moje relacje z ludźmi były wartościowe. I te, które są, myślę, że
są naprawdę wyjątkowe. Ergo… Nie tracę czasu.
Poświęcam czas wolny na pisanie
I umówmy się, nie jest to jakieś wielkie poświęcenie, skoro
lubię to robić i sprawia mi to przyjemność. Poza tym upraszczam sobie wszystkie
czynności, nie celebruję przesadnie. Szukam rozwiązań i nie myślę o problemach,
a jeżeli już to bardzo rzadko. Nie przejmuję się dla samego przejmowania, jeśli
rozwiązanie leży poza moim zakresem działania.
Nie wszystko sama
Oczywiście moja działalność blogowa, copywriterska, łączenie
pracy zdalnej z wychowywaniem dziecka, nie byłaby możliwa, gdyby nie
Fantastyczny Pan Mąż, który nie tylko wierzy we mnie, ale bardzo mocno wspiera
wszystkie działania od strony praktycznej.
I myślę, że dosyć solidną podstawą samorealizacji matek jest
po prostu zgodność w małżeństwie i umiejętność zgrywania się ze sobą nawzajem.
Czyli takie podstawy, o które rzeczywiście jest trudno w dzisiejszym świecie,
ale ja na szczęście, mam to szczęście ;)
Trzymajcie się ciepło i przytulnie! <3