TRYB JASNY/CIEMNY

Dzień z życia COPYWRITERA ✨ Nie całkiem o pisaniu...

Takiego wpisu jeszcze nie było, ale jak powiedział Hagrid: co ma być, to będzie. Od czasu Q&A na LinkedIn zdążyłam sobie zrobić przerwę, rozmnożyć rośliny i znaleźć im nowe domy. Wszystko na plus — a dzisiaj wpis o backstage'u bez ściemy. 



Morning Routine

Wstaję rano, wsuwam kapcie, celebruję szklankę wody, odsłaniam zasłony i przy dźwiękach muzyki relaksacyjnej podśpiewuję wraz z wróblami za moim oknem. Wyczułeś ściemę? Słusznie. Wstaję koło 6:00 lub wcześniej, ale przeważnie tak, jakby ktoś wezwał mnie do wojska — bez celebry. Niezależnie od tego, jaki to dzień tygodnia — przeważnie najgorzej mają ci, do których dzwonię w okolicach 7, zapominając, że jest sobota. 

Psssyt! Tego słucham w czasie pisania tego tekstu....


Za chwilę, jak zwykle zrobi mi się głupio i stwierdzę — nie piłaś (kawy), nie dzwoń. Mądry Polak po szkodzie — to naprawdę nie jest takie głupie powiedzenie. Kiedy już czteroletni T-rex swoją zabawą obudzi mnie i wszystkich mieszkających nad nami, zabieram się za śniadanie. Jemy, potem edukacja domowa, trochę zabaw i trochę wszystkiego. Krótka podróż po czajnik, bo bez kawy nie pracuję...

Przed pracą...

Zanim usiądę na parę godzin, muszę się poruszać. Wchodzę na steper i zastanawiam się, jak to się stało, że z kota Garfielda (nie z postury, lecz z charakteru) zamieniłam się w fankę fitnessu. I przypominam sobie — no tak, w końcu znalazłam takie aktywności, które lubię i które mnie nie nudzą. Woda, potem idę po ten czajnik. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie w zeszłym tygodniu... Przynajmniej od paru lat w moim domu nie było takiej sytuacji, żeby zabrakło kawy. W zeszłym tygodniu ona nadeszła. Stoję z czajnikiem w jednej ręce i z dyniokubeczkiem w drugiej. Naprawdę nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, minęło tak pewnie kilka minut, kiedy w końcu przetworzyłam tę sytuację...

To ja. Zawsze mam jakiś tajemniczy zapas. Wspięłam się na szafki i rzeczywiście... Odzyskałam spokój ducha. A dzień mógł potoczyć się dalej. Otwieram komputer — kolejny proces, jakaś muzyka, nie ma że "na sucho". Czteroletni T-rex już złapał swój twórczy flow, więc za chwilę całe mieszkanie zamieni się w jedną wielką konstrukcję i trudno będzie stopę postawić, tak aby nie natknąć się na LEGO — a wszyscy rodzice znają ten ból bosej stopy na LEGO. 

Praca w kluczu: wstęp, rozwinięcie, zakończenie

Możesz pukać się w czoło, ale jeśli cokolwiek warto wynieść ze szkoły, to właśnie tę konstrukcję. Przekłada się nie tylko na teksty, ale też na porządek w głowie i porządek w dniu, porządek w życiu. Muzyka leci, wchodzę na LinkedIna, ale maila jeszcze nie tykam — nie ma, że z grubej rury, zaczynam swoim rytmem. Trochę porozmawiam, trochę popiszę, zajrzę to tu to tam, powiem coś, czego nie powinnam, jednych wprowadzę w osłupienie, innych w zażenowanie. Zdradzę się ze swoim poczuciem humoru, które czasem zakrawa na lekką bezczelność — ale dopóki jest zrozumienie po drugiej stronie, to ok. 

Potem pora na bloga. I właśnie teraz, jestem w tym momencie. Piszę wpis z lekkim przymrużeniem oka, ale też nie do końca. Jedni pomyślą, skąd ona się urwała, inni, że chcieliby się ze mną napić tej kawy a jeszcze inni, z pewnością przyślą mi oferty ze swoją kawą, albo propozycje kawowego barteru i rozmaitych suplementów — żebym na zdrowiu nie podupadła.

Nawet jak siedzę, to się ruszam...

To taka ciekawostka. Rehabilitanci wiedzą, jak to jest możliwe, wystarczy jedna niepozorna poduszka. Poduszka do gibania podczas siedzenia. Moja choroba (patrz ten wpis) + praca siedząca to może być  final dance w Dance me to the end of love, więc bronię się przed nim, na różne sposoby a jednym z nich jest poduszka do gibania. 

Punkt drugi... Sprawy bieżące

Biorę się za bary ze zleceniami, które wpisałam sobie w kalendarz na ten dzień. Zmieniam muzykę, na taką, która pozwoli mi pisać odpowiednio dynamicznie — i bach. Nie ma mnie dla świata. No prawie, w międzyczasie daję się rozpraszać na WhatsApp, odpalam pralkę i inne takie rzeczy, z których również da się zrobić historię, tylko po co? 

Przychodzi pora na maila

Odpalam, wysyłam gotowe zlecenia, sprawdzam co u moich Klientów i czy ktoś wysłał poprawki. W zależności od przeładowania biorę się za poprawki lub odsyłam Klientowi informację, że maila dostałam i zajmę się nimi następnego dnia. Mam coś takiego, że gdy ktoś pyta: Monika, dasz radę? Odpowiadam: dam, wysyłaj — i w efekcie trzeba znowu ten kalendarz przeprogramować. 

Przerwy w lesie...

Robię codziennie. Czasami między pracą a pracą, a czasami po pracy. Ale gdybym miała całe dnie spędzać w komputerze, to bym po prostu oszalała. Kiedy kończę pracę, zamykam laptopa i już nie siedzę w nim do następnego dnia. Pewnego razu mój Syn zszokował się, że ktoś bierze laptopa do łóżka, bo u nas w domu tego nie ma. Wyznaję higienę stref i nie mieszam przestrzeni do pracy z przestrzenią do snu — nawet jeśli obydwie znajdują się w tym samym pokoju. 

A potem?

A potem pomidor. Idę robić inne fajne rzeczy. 😉

Trzymaj się zdrowo.🍀
Cześć!

Psssyt! Jeśli spodobał Ci się ten tekst, możesz docenić autorkę, stawiając jej napój bogów (zielony przycisk👇). Powiem Ci w tajemnicy, że ona naprawdę lubi kawę. Lubi też jak skrzynka zapełnia się ofertami współpracy: kontakt@monikapawelec.pl. 😉 Pracując z nią, wspierasz jej nieoczywistą codzienność ze stwardnieniem rozsianym. 


Wybrane dla Ciebie