TRYB JASNY/CIEMNY

Jak się czujesz? 🍀 JAK BYŁO i JAK JEST?

Od diagnozy wielokrotnie słyszę to pytanie i czytam je we wiadomościach. Z tego powodu, postanowiłam zrobić krótki update z tego, co u mnie. 


Od stycznia do marca

Rzeczywiście pierwsze trzy miesiące tego roku były dla mnie dosyć trudne. Lewa strona mojego ciała nie tyle, że całkowicie odmówiła posłuszeństwa, ale nie słuchała się mnie do końca. Z tego powodu np. otwierając lodówkę wpadałam na nią. Miałam ogromne problemy  równowagą, a przejście od pokoju do łazienki wymagało pomocy. Dużo schudłam, bo kiedy wszystko dosłownie wiruje wokół Ciebie, no to nie tyle, że zbiera się na pawia, co nie idzie go powstrzymać całymi dniami.

Kiedy już wszystko nie kręciło się w mojej głowie tak bardzo, zaczęłam wychodzić na spacery z włączoną lokalizacją w telefonie (żeby w razie czego Mąż wiedział skąd mnie zgarnąć). Chodziłam jakbym była na rauszu. Ale na całe szczęście już dawno zmądrzałam na tyle, aby nie przejmować się tym, co myślą sobie o mnie inni ludzie. Z tego powodu nie obawiałam się tego, że np. ktoś będzie myślał, że jestem pijana o 9 rano.

Przez jakiś czas byłam wyłączona z pracy

Ale jeszcze nie wiedziałam co mi jest, a to co wydawało się problemem z błędnikiem okazało się pierwszym rzutem choroby, która prawdopodobnie sobie już tam była dłuższy czas, ale do głowy mi nie przyszło, że to akurat to. Cały czas miałam jednak kontakt z moimi Klientami i jestem im bardzo wdzięczna, że zostali ze mną pomimo obsuwy w tamtym czasie. 

Zaliczyłam też jedną solidną wpadkę, bo trochę za wcześnie zabrałam się do pracy. Ale na szczęście jakiś czas później wyjaśniłam to sobie z moim Klientem i dzisiaj dalej współpracujemy, a wszystko w naszej biznesowej relacji jest w porządku. Wyjaśniłam swój stan, a fakt że ten konkretny Klient jest lekarzem, też z pewnością pomógł okazać wyrozumiałość wobec mojego błędu.

Przez jakiś czas nie mogłam siadać na podłodze, ani usypiać mojego Syna

To było trudne, ale mój super Mąż, który bardzo mnie kocha, a przy tym jest świetnie zorganizowany, naprawdę sprawił, że ten czas nie był dla naszego Syna prawdopodobnie tak trudny, jaki mógłby być. Przez jakiś czas bawiłam się z naszym Synem przy stole i w łóżku. Wiele dni przespałam, bo zmęczenie jakie włączyło się po rzucie było po prostu niepojęte. Spałam kilkanaście godzin i budziłam się po to, żeby sobie poziewać i zasnąć znowu. Nie wiem jak długo to trwało, bo z tamtego czasu mam lekki blackout.

Nie wiedziałam, czy mi to przejdzie, czy mi nie przejdzie

Ale kiedy już mogłam stanąć na nogach, zajęłam się robieniem rzeczy. Pamiętam, kiedy wyciągałam patelnię i cała moja lewa strona chwiała się po pijacku. Moja Mama (moi Rodzice w tamtym czasie bardzo nas wspierali swoją pomocą i obecnością) zapytała mnie, jak się czuję, a ja nieco bardziej agresywnie niż bym chciała powiedziałam, że czuję się dobrze. Oczywiście przekonywałam w ten sposób samą siebie, bo chwiałam się i rzeczywiście, gdyby ktoś do mnie podszedł w tamtym momencie, mógłby po prostu oberwać z tej patelni niechcący.

A skoro nie wiedziałam, czy mi to przejdzie, to za wszelką cenę chciałam się nauczyć żyć z tym. Nawet jeśli wyglądałam przy tym groteskowo i komicznie, a czasami może nawet żenująco.

Straciłam elementarne poczucie bezpieczeństwa

Bo normalna, przyjazna przestrzeń mojego domu stała się nagle polem zagrożenia, w którym nie mogłam złapać równowagi i nie wiedziałam, czy podłoga nie zrzuci mnie z siebie, a ściana nie spadnie na mnie. To samo czułam na dworze, zwłaszcza, że włączył mi się lęk, pod hasłem: I co teraz? Czy będę mogła wychodzić na place zabaw sam na sam z moim Synem? Czy będę w stanie zapewnić mu bezpieczeństwo? Co z edukacją domową i naszymi planami? 

Odzyskałam to poczucie bezpieczeństwa...

Kiedy zaczęłam wchodzić w różne sytuacje w nowym kontekście. Ze szpitala pamiętam rozmowę z pewną kobietą, która opowiadała o tym, jak straciła 3 lata z życia swojego dziecka na lęk. Nie chciałam tego robić, więc szybko zaczęłam wychodzić sama i pamiętam to poczucie triumfu, gdy poczułam się na tyle dobrze, że po raz pierwszy po rzucie poszłam z Synem na plac zabaw. To, co jeszcze miesiąc wcześniej wydawało się niemożliwe stało się rzeczywistością.

Choroba zmieniła moją perspektywę

Znalazłam się przez nią w rzeczywistości, w której zrobienie kilku kroków, czy włożenie rzeczy do zmywarki stało się wyzwaniem. Ale bardzo pomogło mi w tamtym czasie malowanie, rysowanie i ekspresja twórcza (kiedy już przestało kręcić mi się w głowie). 

Pomogła mi też konsekwencja w pozytywnym myśleniu, którą na początku ciężko było znaleźć i akceptacja tego, co jest. Nastawiłam się na dobre treści, a ogrom tego, jak się dzisiaj czuję zawdzięczam modlitwie, jodze i medytacji. I w jakiejś części zapewne temu, że jestem uparta jak wół. 

Dużo dostałam

Nie czuję, żeby w moim życiu wydarzyło się coś złego. Jestem jeszcze bardziej obecna i świadoma tego, co wokół mnie. Cieszy mnie piękny świat i dostrzeganie Boga w stworzeniu, w tym co mnie otacza i w dobrych rzeczach, które mnie spotykają. Czuję bardziej i widzę wyraźniej. Być może brzmię jak potłuczona, ale nie przeszkadza mi to. Jestem bardziej.

Jak jest teraz?

Nie mam problemów z równowagą, choć czasem nie trafiam w drzwi. Bawię się na podłodze, czytam na dobranoc naszemu Synowi, robię wszystko, co robiłam przed diagnozą a nawet dużo więcej. Lewa strona mojego ciała wróciła do normy sprzed stycznia. Dużo chodzę, ćwiczę jogę każdego dnia, odbieram i wysyłam dużo dobrych intencji w modlitwie. Jestem bardziej obecna i lubię siebie w tym nowym, kolejnym wcieleniu. Nie zamartwiam się na zapas, cieszę się dniem. Tego samego życzę Tobie.

Trzymaj się zdrowo. 🍀
Cześć!


Wybrane dla Ciebie