TRYB JASNY/CIEMNY

Doświadczenie Boga w moim życiu 💚 Gdzie On jest, kiedy myślisz, że Go nie ma?

Bóg był w moim życiu zawsze, nawet wtedy, kiedy mnie samej wydawało się, że zamknął oczy i nie chce ich otworzyć. Wydaje mi się, że każda osoba wierząca przynajmniej raz w życiu ma takie doświadczenie. ALE... Bóg może zmienić to doświadczenie w mniej niż pięć minut. Co więcej, może sprawić coś takiego, że w Waszych oczach cały ten czas nabierze sensu i spojrzycie na niego inaczej. Jak to u mnie wyglądało? 

Nie wdając się w szczegóły...

Miałam w życiu przynajmniej kilka takich momentów, kiedy moje życie było zagrożone. Dwa z nich były szczególnie graniczne. Pierwszy wydarzył się, kiedy byłam dzieckiem, drugi w dorosłym życiu, w trakcie i po porodzie. 

Za pierwszym razem do życia przywróciła mnie modlitwa moich Rodziców i wielkość Boga, z którą od tamtej pory przez wiele lat nie mogłam sobie poradzić i nie mogłam zrozumieć dlaczego akurat mnie Bóg dosłownie przywrócił do żywych i udzielił mi tyle łaski. Bardzo długo nie mogłam znaleźć swojego celu, swojego miejsca i miałam przez bardzo długi czas takie poczucie, że Bóg ocalił mnie "na marne".

Zwyczajnie nie potrafiłam przyjąć tej łaski i czegoś z nią zrobić. Przez wiele lat moi Rodzice obserwowali jak męczę się sama ze sobą i mam różne graniczne stany, z którymi jakoś sobie nie radzę. Doświadczenie ich wsparcia i miłości, było dla mnie zawsze tym, co trzymało mnie tutaj, nawet kiedy było mi bardzo źle. 

Drugie doświadczenie graniczne, miało miejsce podczas porodu. Po idealnej ciąży (zero mdłości, zero złego samopoczucia), w trakcie porodu naturalnego okazało się, że są komplikacje. I tak pojechałam na salę operacyjną, zostawiając mojego Męża (cały czas był ze mną przy porodzie) z masą domysłów i niepokoju, którego nawet dzisiaj, po kilku latach, nie chcę sobie wyobrażać. Poród zakończył się szczęśliwie dla nas wszystkich, chociaż było naprawdę ciężko. Wydawałoby się, że to koniec tej historii, ale w nocy zemdlałam. Później koleżanka z sali (na szczęście byłyśmy w sali dwie), opowiedziała mi, że obudził ją płacz mojego Syna, który płakał strasznie głośno i panicznie.

Podeszła do mnie, próbowała mnie budzić, podobno byłam lodowata i w ogóle nie odpowiadałam na jej próby wybudzenia mnie. Gdyby nie płacz mojego Dziecka i reakcja koleżanki, nikt nie wiedziałby, że coś mi się stało. Pamiętam, jak przez mgłę pielęgniarkę, która jakoś doszła ze mną do ładu i koniec końców odzyskałam przytomność. Ale to mój Syn mnie wtedy uratował, swoim głośnym płaczem.

To nie koniec opowieści, ale na ten moment nie jestem jeszcze gotowa, by opowiedzieć więcej, może kiedyś przyjdzie taki moment. W czasie porodu miałam bardzo silne doświadczenie Boga, tak silne, że wręcz niezaprzeczalne. Nie umiem tego wyjaśnić, wydaje mi się, że to jest coś zrozumiałego tylko dla tych, którzy mieli podobne doświadczenia. 

Jeśli teraz jest w Twoim życiu ciemno...

To nie znaczy, że Bóg nie może tego zmienić w jednej chwili. Czasem pozostaje w ciszy nie dlatego, że zostawia nas samym sobie, ale dlatego, że to nasza kolej, aby Go poszukać. A czasem może po prostu chodzić o to, abyśmy dali sobie miejsce na usłyszenie pewnych myśli, albo żebyśmy dali sobie czas na pewne decyzje. Zdarza się, że taki stan trwa przez kilka miesięcy, a zdarza się, że trwa przez kilka lat. 

Bóg jest nawet w doświadczeniu pustki. Nie wpycha się do życia człowieka na siłę. Nie naprzykrza się. Nawet w doświadczeniu pustki, jest tą Osobą, która po cichu przez cały ten czas głaszcze Cię po plecach w Twoich najgorszych stanach i ciemnych miejscach. Jeśli nie otworzysz Mu drzwi, to nie wyważy ich siłą - bo Bóg tak nie działa. Kocha człowieka i szanuje jego wolę. 

Nie mamy problemu z proszeniem, ale mamy problem z przyjmowaniem...

Zauważcie, że generalnie to, co przychodzi człowiekowi najłatwiej podczas modlitwy, to proszenie. Wszyscy wiemy, czego chcemy albo wydaje nam się, że wiemy. A kiedy to dostajemy, to często nie potrafimy tego przyjąć. Prosić o łaski to jedno, ale umieć je przyjąć kiedy nas spotykają, to już zupełnie co innego. 

Zdarza się, że mamy oczy zamknięte na Światło Ducha Świętego i zwyczajnie nie widzimy tego, co Bóg nam podaje, jak na tacy. Zamiast tego, czynimy z siebie centrum wszechświata i wylewamy żale na Boga za to, że nie chce nam dać, w kółko nam coś odbiera, a do tego jeszcze ciągle jest zła pogoda. Znacie takie osoby, które ciągle narzekają i nauczyły się patrzeć na świat tylko przez pryzmat tego, co złe i niedobre? 

Dlatego wydaje mi się, że oprócz modlitwy skoncentrowanej na prośbach, warto też prosić o Światło Ducha Świętego - żebyśmy potrafili przyjmować to, co Bóg nam daje. I abyśmy patrzyli w górę, zamiast ciągle patrzyć w dół.

Wyczerpałem swój przydział łaski

Są takie osoby, które uważają, że Bóg już im coś dał i teraz już koniec. To było to, więcej nie będzie. To tylko pokazuje, jak bardzo po ludzku myślimy o Bogu. Nie dowierzamy, że Bóg może być bardziej hojny, niż nam się wydaje. W niektórych środowiskach panuje też trend wiecznego smutku i umartwiania się, jakby w ten sposób można było się Bogu odwdzięczyć, że umarł za nas na krzyżu. 

Błąd tego myślenia polega na tym, że nikt z nas nie jest w stanie FAKTYCZNIE się Bogu odwdzięczyć. To jasno wynika z natury ludzkiej. Mało tego w Piśmie Świętym jest bardzo dużo Bożych obietnic i takiej troski o człowieka, a nie: masz tu teraz i smuć się całe życie, a na finale może Ci spłynie trochę radości za to cierpienie. Kiedy tak podchodzimy do życia, to okazujemy niewiarę wobec tego, że Bóg za nas cierpiał. I On już zrobił to za nas i dla nas. I w tym zakresie On tak naprawdę nie pozostawia nam wiele do zrobienia, jak tylko tyle i AŻ tyle, żebyśmy byli z Nim w relacji. 

A my częściej koncentrujemy się na tym, co Bóg ma zrobić dla nas. A nie na tym, co my możemy zrobić od siebie i dla siebie, żeby być z Nim w relacji. Wiara, która sprowadza się tylko do przysłowiowego "paciorka" to mało. Czasami być może to najwięcej, ile jesteśmy w stanie z siebie dać - i w takich momentach rzeczywiście dobrze, że są te formuły. Nie zawsze potrafimy dobierać słowa do tego, co czujemy, czasem potrzebujemy słów, które ktoś już napisał. Ale jeśli zatrzymać się tylko na tym, jak bardzo zubażamy naszą relację z Bogiem?

Modlitwa z wiarą i modlitwa bez wiary

Można się modlić wierząc i całą mocą czując, że Bóg jest i dziękować za Jego działania już w trakcie modlitwy. A można się modlić bez wiary i robić z modlitwy koncert życzeń, którego na dodatek sami chcemy być głównymi kompozytorami. Jak myślicie, która melodia będzie piękniejsza?
Nauka o krzyżu wydaje się głupotą tym, którzy kroczą drogą zatracenia. Natomiast jest mocą Bożą dla nas, których udziałem jest zbawienie. Napisano bowiem: "zniszczę mądrość mędrców, a roztropność roztropnych zniweczę". Gdzie zatem jest mędrzec? Gdzie uczony w Piśmie? Gdzie badacz tego świata? Czy Bóg nie zamienił mądrości tego świata w głupotę? [...] to, co w postępowaniu Boga wygląda na głupotę, jest mądrzejsze od ludzi, a to, co na słabość, silniejsze od ludzi. (1 Kor 1: 29 - 25)

Żeby relacja była dobra, trzeba zadbać o relację

To samo tyczy się małżeństwa i tyczy się też relacji z Bogiem. Jeśli chcemy być w relacji, to sami też musimy zadbać o swoją stronę tej relacji. A nie tylko stawiać żądania i czekać na ich realizację, samemu nie podejmując żadnych działań. Tu warto pamiętać, że egoizm ma kilka wymiarów. Wyraża się nie tylko w zakochaniu w sobie i własnych działaniach, ale też w nadmiernym cierpiętnictwie i robieniu z siebie ofiary wiecznego umartwienia. Istnieje coś pomiędzy jednym, a drugim i zawsze warto tego szukać.

Trzymajcie się zdrowo i miłej niedzieli 😉
Cześć!

Wybrane dla Ciebie