TRYB JASNY/CIEMNY

Dziwne praktyki w copywritingu 🙄 Jak NIE robić?

Jak to w życiu, jest „skuteczność” i skuteczność. Ta pierwsza to zwykle samoopowiadająca się historia, która nie ma szczególnego pokrycia w rzeczywistości. W pewnym sensie to prawda, że nawet fikcja opowiedziana w Internecie zaczyna żyć własnym życiem, ale nawet tutaj... Trzeba umiejętnie ją opowiedzieć. Jak to zrobić?


Dzisiejszy wpis chciałabym poświęcić generacji fałszu i sztucznego „pompowania” atmosfery wokół produktów, usług, czy osób. Kłamstwo naprawdę widać i nie trzeba być copywriterem, żeby je zauważyć. Budowanie marki na fałszu jest marną praktyką, która na dłuższą metę nie przynosi takich korzyści, jak autentyczność i poważne traktowanie odbiorców.

Algorytmy robotów to jedno, ALE to prawdziwy odbiorca jest decydujący

Można świetnie wpisywać się w algorytmy robotów, ale prawdziwa sprzedaż i zainteresowanie produktem/usługą/firmą zaczyna się od prawdziwego odbiorcy. Roboty wspierają i dobrze jest je wykorzystywać, ale opieranie całego marketingu tylko na nich — to pomysł skazany na stratę.

Da się napisać tekst, który będzie przyciągał roboty, ale równocześnie będzie zupełnie nieczytelny i nieinteresujący dla odbiorcy. Dlatego w pracy copywritera tak ważny jest balans. Nawet tekst dopasowany do robotów, musi mieć w sobie COŚ, co sprawi, że PRAWDZIWY ODBIORCA będzie chciał go przeczytać. Ostatecznie chodzi o to, aby być dostrzeżonym, wzbudzić zainteresowanie i doprowadzić do sprzedaży (zapis na kurs, zakup produktu, zainteresowanie konkretną treścią). Roboty mogą działać, jak należy, ale ostatecznie to nie one są decydujące.

Moja publiczność, której nie mam i cudowne treści

Ostatnio spotkałam się z takim zjawiskiem u jednego z użytkowników na LinkedIn. Wpis opiewał chwałą cudy szkolenia, które zgromadziło ogromną publiczność i mnóstwo zadowolonych osób. Co moim zdaniem było całkowitym fejkiem, łatwym do zauważenia również dla osób, które z copywritingiem nic wspólnego nie mają.

Dlaczego fejk? Podobno było mnóstwo osób (liczonych w setkach) zadowolonych po szkoleniu online, które na dodatek było jakoś ogłaszane na LinkedIn. Od opublikowania wpisu minął tydzień — a pod wpisem 3 lajki na krzyż i zero komentarzy oprócz tych, które opublikowała sama autorka wpisu. No błagam... Nie można tego zwalić na algorytmy LinkedIn, bo zadowoleni odbiorcy wchodzą w dyskusję i szukają kontaktu przy okazji takich spotkań oraz po nich. Nawet jeśli algorytmy przyczyniłyby się do obniżenia widoczności wpisu, to już po tygodniu byłoby widać jakiekolwiek głosy.

To brzmi trochę jak sytuacja z moich studiów. Wykładowca zachwycony „jakie to elitarne studia”, a ja i dwójka moich kolegów patrzymy po sobie z uczuciem zażenowania. To uczucie, kiedy siedzisz na pustej sali (3 studentów), niewiele się dzieje oprócz rosnącej żenady i niezręcznej ciszy, ale powtarzajmy sobie, że jest fajnie, to może w końcu 1 osoba z 3 w to uwierzy.

Mogłabym napisać, że jestem najlepszą copywriterką na świecie — ale to NIEPRAWDA!

Odnosząc to do siebie... Mogłabym napisać, jaka jestem cudowna, chwalić się osiągnięciami, ale nie robię tego. Są różni copywriterzy, mają różne style. I to jest OK. To branża na tyle szeroka, że znajdzie się miejsce dla każdego. Jeśli ktoś szyje banialuki z prędkością światła, to PSUJE RYNEK. Przyczynia się do stereotypu, że copywriter to oszust, który żyje ze ściemniania i oszukiwania ludzi. Nie robię tego w mojej pracy. Jeśli ktoś miał negatywne doświadczenia z „copywriterami”, którzy zajmują się produkcją ściemy, to wcale się nie dziwię, że w ten sposób patrzy też na mnie.

We współpracy z copywriterem chodzi o to, żeby znaleźć wspólny flow. Wtedy współpraca układa się świetnie, ale to nie znaczy, że na całym globie nie ma lepszego copywritera. To znaczy tylko tyle, że z niektórymi współpracuje się lepiej, a z innymi gorzej. To, że wszyscy jesteśmy ludźmi, nie oznacza, że z każdym zbudujemy wartościową relację. To samo dotyczy też współprac i spraw zawodowych.

Dobra fikcja w dobrym COPY — czyli jaka?

Dobra fikcja w copywritingu nie polega na wciskaniu ludziom badziewia i mówieniu, że to hit. Taki „hit” nie utrzyma się dłużej na powierzchni, chyba że ktoś chce budować popularność na złych opiniach i wkurzonych klientach. A potem np. nagabywać ich, żeby przyznali mu 5 gwiazdek, bo ta jednorazowa sytuacja to przypadek, a opinia jest TAAAAAKA WAŻNA.

Przykładem dobrej fikcji w copy jest akcja promocyjna wokół polskiej wersji serialu The Office. Na LinkedIn powstało konto prezesa firmy Kropliczanka. Zarówno prezes, jak i firma były bytami fikcyjnymi pochodzącymi z serialu Biuro. Mnóstwo osób się nabrało, chociaż oficjalnie nikt nikogo nie oszukał, bo można było poprzez research dojść do tego, co jest grane. Polskiego serialu nie widziałam, The Office bardzo lubię, a akcję promocyjną na LinkedIn uważam za bardzo udaną z dobrze zgranym copywritingiem.

Żeby pisać prawdę w COPY, trzeba wiedzieć JAK TO ROBIĆ

I wiedzieć, co się robi. Nie ma tutaj drogi na skróty. Jeśli się jej poszukuje, można skończyć, zatrzymując się na poziomie pisania tekstów za drobniaki. Godząc się przy tym, na wieczną frustrację wykonywania katorżniczej pracy za byle jakie pieniądze. Niestety w niektórych przypadkach właśnie tak się dzieje. To nie jest jedyna droga. A prawdziwi pasjonaci copywritingu znajdą swoje sposoby na rozwój, na działanie i osiąganie celów. W tej pracy, jak w każdej innej — warto mieć swój kodeks etyczny.

Jeśli masz ochotę sprawdzić, czy mamy ten flow, zapraszam: kontakt@monikapawelec.pl. Jeśli ta treść była dla Ciebie jakoś przydatna, możesz zabrać mnie na kawę klikając w symbol zielonej filiżanki pod wpisem. 

Trzymaj się zdrowo, 🍀
Cześć!

Wybrane dla Ciebie