TRYB JASNY/CIEMNY

Jeszcze o tym, co się stało 🚑 Pierwszy wpis po chorobie!

Są tacy, którzy nie umieją odpoczywać i ja jestem jedną z takich osób. Ciężko się do tego przyznać, ale to prawda. Żyję życiem, które lubię. Bardzo jestem za to wdzięczna, bo nie każdy może tak o sobie powiedzieć. Mam świadomość tego, jak wielkie jest to błogosławieństwo. 

Większość czasu spędzam z rodziną, a swoją codzienność układam według wartości rodzicielskich, macierzyńskich, rodzinnych. Nie lubię siedzieć i patrzeć w punkt, zawsze mam co robić, a nawet jak nie mam, to sobie znajdę.

Praca, którą lubię w warunkach, jakie lubię

Zbudowałam sobie ścieżkę zawodową w taki sposób, że jestem w stanie w pełni dostosować pracę do moich potrzeb i do naszej codzienności. Mam tu na myśli przede wszystkim edukację domową i fakt, że spędzam bardzo dużo czasu z moim Synem.

Mój zawód wspiera mnie w byciu tym, kim jestem i pomaga mi realizować się dokładnie w taki sposób, jaki jest dla mnie ważny. Mam naturę introwertyczną, więc tym bardziej mogę skupiać swoją uwagę na tym, co dla mnie najważniejsze i regenerować się w sposób, który lubię.

Nauczka, że można planować jeszcze lepiej

Kiedy już mi się wydaje, że naprawdę robię dużo rzeczy po to, żeby zadbać o siebie i o swoje zdrowie przychodzi nauczka. Drugi tydzień stycznia przywitałam zawrotami głowy oraz stanem nieważkości. Mój Mąż musiał mnie trzymać, żebym w ogóle mogła przejść z pokoju do łazienki. Nie mam daleko, ale okazuje się, że kiedy cały świat wiruje wokół mnie, to wcale nie taka łatwa trasa. 

Na kilka dni właściwie totalnie straciłam sprawność i stałam się w pełni uzależniona od najbliższych. Plus to uczucie przerażenia, kiedy wszystko wiruje wokół, a we własnym domu czujesz się jak na statku kosmicznym albo w łodzi podwodnej. Podwójna drama, bo przecież lubię być samowystarczalna i nie angażować innych. A tutaj na tydzień zdezorganizowałam życie mojego Męża, moich Rodziców. Już widzę Męża i Rodziców, którzy ochrzaniają mnie za ten wpis — bo przecież to normalna sprawa, że kiedy coś się ze mną dzieje, są w gotowości i się mną opiekują. Ale wiecie...

To ja bym chciała się wszystkimi opiekować i wszystkim pomagać, a jak jest w drugą stronę, to zawsze jest to ciężkie. Moja natura nie znosi próżni i może w tym najbardziej objawia się mój brak pokory. Biorę życie za bary, biorę sprawy na klatę, a kiedy fizycznie nie jestem w stanie tego zrobić — czuję się tym bardziej nieswojo. Ale w pewnym momencie przyszło uznanie sytuacji, bo wypieranie, chociaż jest zawsze kuszące, jest niemądre po prostu.

Lekcja pokory

To, co działo się przez ostatnie dwa tygodnie to dla mnie prawdziwa lekcja pokory (nie pierwsza w moim życiu i głupotą byłoby myśleć, że ostatnia). Okazuje się, że tam, gdzie myślałam, że już nie mam co uszczuplić, nie mam co zmieniać, muszę coś znowu zmienić i poprawić. Muszę jeszcze bardziej zminimalizować i usystematyzować swoje siedzenie przy ekranach, które w pewnym stopniu miało wpływ na mój problem. Nie mogę przeginać z ilością obowiązków i żegnam się z kawą. Świat się nie wali, kiedy nie narzucam sobie dużego tempa — dobrze jest tego doświadczyć.

Wróciłam już do regularnej pracy, a w czwartek wracam do Was z konkretnym wpisem. 

Trzymajcie się zdrowo🍀
Cześć!

Wybrane dla Ciebie