Na szybko o życiu, czyli co się dzieje w czasie rzeczywistym
Co tam na szybko u mnie...
Na szybko, zamknęłam w tym tygodniu trzy fajne zlecenia i jestem z siebie dumna. Wciąż mam nadzieję na więcej, bo praca zdalna bardzo mi odpowiada a obowiązki wynikające z kreatywnego myślenia i tentegowania w głowie, oraz pisania - jeszcze bardziej. Piszę na potęgę. Nie omijam żadnych opcji.
Dzisiaj dostałam maila z prośbą od Pana Ryszarda o kolejny tekst do gazetki parafialnej. Często potrzebuję tego typu upomnień, bo niestety jak nie jestem związana umową albo nie mam czegoś na piśmie, to po prostu nie ogarniam dat. I chociaż obowiązków mam sporo to tego tekstu też pominąć nie zamierzam. Może nawet wykorzystam doświadczenia z najdziwniejszego spaceru w moim życiu. Zobaczymy. Na dzisiaj mam kilka tekstów do napisania i pół regału książek, oraz rzeczy do recenzji.
Brzmi super :) Kolejna paka książek już zaadresowana do SkupSzopu, a z kurierami już powoli wchodzę w relacje per "Pani Moniko". Trudno tego uniknąć, skoro odwiedzają nasz dom częściej niż nasza rodzina. :D W związku z tym zdarzają się też różne śmieszne sytuacje...
W zeszłym tygodniu np. znokautowałam kuriera drzwiami. Oczywiście niechcący. Płaczące dziecko zachęca do szybkich działań, więc otworzyłam drzwi ze zbyt dużym rozmachem i pan kurier oberwał. Ale na szczęście sprawa skończyła się na śmiechach chichach i "ups przepraszam, mam nadzieję, że nie uderzyłam Pana zbyt mocno". "Spokojnie Pani Moniko" i chill, obyło się bez straty w ludziach i wszyscy szczęśliwi.
Jakiś czas temu kupiłam sobie śliczny kalendarz w Biedronce
Kalendarz jest szkolny, ale who cares... Jest ładny, więc i tak się przyda. W pierwszej kolejności kupiłam go właśnie dlatego, że jest ładny. W drugiej dlatego, że nie mam żadnego kalendarza. A dopiero w trzeciej dlatego, że jest mi potrzebny. Cóż... jedni kupują buty i sukienki na potęgę, ja jestem papierniczą ninja.
Potrafię sobie kupić na pocieszenie notes i flamastry, bynajmniej wcale się tego nie wstydzę, bo wszystkiego używam na potęgę. Boję się nawet trochę, co to będzie jak mój Synek urośnie i zacznie mi podbierać. A wiem, że tego nie uniknę, bo już się czai na moją papierniczą szufladę ;)
Odwodniłam się, bo taki mam głupi zwyczaj...
Że jak piszę to zapominam, że trzeba jeść i pić. Trwanie na jednej kawie od paru godzin, to rzeczywiście nie jest najlepszy pomysł. Ale potrzebuję Waszej rady. Przydałby mi się wielki kubek, wielkości dzbana. Najlepiej jakiś taki platikowy, wielorazowy klamot, z którego można sączyć przez cały dzień. Może wyglądać komicznie, ważne żeby dało się wlać ponad litr wody. Także, jeśli wiecie o czymś takim... to proszę dajcie znać w komentarzach :) I przy okazji, komentowanie jest teraz szybsze i łatwiejsze, a zresztą sprawdźcie sami.
Dobra, wracam do pracy!
Trzymajcie się ciepło i przytulnie <3